Rejs Barbórkowy

2011.12.06



     Stało się już tradycją Conceptsailing, że gdy tylko jacht jest w kraju organizujemy Rejs Barbórkowy. Tym razem płyniemy na s/y Nashachata II. Prognoza pogody była niezbyt zachęcająca, zarówno ogólnodostępne jak i profesjonalne prognozy zapowiadały S do SW powyżej 8 i deszcz w poprzek. Nie zrażeni tym skompletowaliśmy krakowską ekipę w sile ośmiu osób w dwóch samochodach i pojechaliśmy. Na jachcie mamy dwanaście koi, reszta załogi miała dołączyć w Gdańsku. W okolicach Torunia odebraliśmy telefon od Dawida z pytaniem jak się uruchamia webasto, więc dalszą drogę przebyliśmy ze świadomością, że będzie nas oczekiwała wygrzana messa. Przed północą zameldowaliśmy się na kei. Duło rzeczywiście mocno, ale bez przesady z tą ósemką. Ucieszył nas dość wysoki stan wody, bo na poniedziałek jest zamówiony dźwig, a trzeba jacht wyciągnąć na zimę. Druga część ekipy dotarła z pewnym opóźnieniem, a ze względu na planowane na sobotę manewry część rozrywkowa odbyła się w okrojonym zakresie.
     Ranek wietrzny acz bezdeszczowy upłynął mam na konsultacjach przebudowy i modernizacji wnętrza, wyładowywaniu wyposażenia oraz wstępnym ustawianiu podpór pod jacht. Wczesnym popołudniem padła komenda: wychodzimy. Trzeba przecież zrobić jeszcze próbne podejście do kei dostępnej dla dźwigu. Niestety w nocy wiatr odwrócił na S i wywiało wodę z mariny. Dalej jak do drugiej dalby nie weszliśmy. Cała nadzieja w tym, że odkręci. Wyszliśmy na Hel. Wiatr S 6-7, płaska woda i pojechaliśmy baksztagiem lekko ponad 11 węzłów. W okolicach Helu już troszkę bujało, plany wyjścia za półwysep porzuciliśmy w okolicach kardynałki ze względu na zamówioną kolacje i zapadający zmrok. Przy zgłoszeniu dostaliśmy ostrzeżenie, że basen jest mocno rozkiwany i poprzedni jacht zrezygnował z cumowania. Zapadła decyzja - zobaczymy co w środku, i weszliśmy. W basenie jachtowym dzielnie kiwała się Zjawa IV, zafalowanie rzeczywiście spore ale Zbyszek sprawnie zaparkował. Przy okazji - dzięki załodze Zjawy za odbiór cum. Wdzięczni za cudowne ocalenie podążyliśmy do Maszoperii na zamówioną kolację. Ta i pozostała część wieczoru upłynęła w bardzo miłej i radosnej atmosferze.
     W niedzielę rankiem świtkiem koło południa rzuciliśmy cumy i podążyliśmy do Górek Zachodnich. Odkręciło na SW, jacht szedł cudnie, część załogi wystawiła się nawet na balast. Po wejściu do Górek czekało nas miłe zaskoczenie - przybyło wody więc jest szansa na dojście do nabrzeża. Przy drugiej dalbie znów delikatnie przystawiło - szybka, odważna decyzja: cała naprzód, i przeskoczyliśmy górkę. Stojąc przy kei roztaklowaliśmy jacht, wynieśliśmy co się dało do kontenera i pożegnaliśmy część krakowskiej ekipy. Do wyciągania została nas szóstka.
     Poniedziałek rano upłynął na przygotowaniach do wyciągnięcia Nashachata II. Zamówiony na południe 160-cio tonowy dźwig zameldował się nawet wcześniej ale rozstawianie też chwilę trwało i około pierwszej zaczęliśmy operację. Łatwo nie było. Długie na ponad 20 m 46,5 tony robi wrażenie, nawet odliczywszy wagę haka, łańcuchów i zawiesi. Do postawienia jachtu w zaplanowanym miejscu zabrakło udźwigu, na szczęście tylko o około metr. Pozycjonowanie, ustawianie podpór itp. itd. wypełniło czas do zmroku. Po szybkim posiłku wynieśliśmy pozostałe wyposażenie i zabezpieczyliśmy instalacje przed mrozem. Jak to zwykle bywa, wyjechaliśmy do Krakowa dobrze po ósmej, by nad ranem zameldować się w domu. Na stojącym już na nabrzeżu, solidnie zabezpieczonym jachcie czeka nas teraz sporo pracy z przygotowaniem do przyszłych wypraw.