Przez Wyspy Zielone - Grenlandia 1013 - podsumowanie

2013.11.04



W dniu 25 Października 2003 roku zacumowaliśmy w marinie Albufeira kończąc jeden z naszych najdłuższych rejsów w 2013 roku. W sumie przepłynęliśmy 11027 mil morskich, spędziliśmy 1959 godzin na morzach i oceanach, w wyprawie wzięło udział 128 żeglarzy.
Dotarliśmy do Kap Alexander i najdalej na północ zamieszkanych obszarów Arktyki. Byliśmy w miejscach gdzie najwięksi polarnicy zaczynali swoje wyprawy na północ a pamięć o nich jest wciąż obecna wśród mieszkańców. Przyroda Arktyki to jeden z najbardziej unikatowych obszarów na kuli ziemskiej, gdzie fauna i flora w swojej naturalnej postaci wciąż zaskakuje swoim surowym pięknem. Żeglowaliśmy wśród pól lodowych sięgających po horyzont, spotykaliśmy wieloryby, narwale, foki ale też i lokalnych myśliwych i rybaków którzy do polowania używali kajaków i harpunów jak przed setkami lat.

W telegraficznym skrócie przebiegało to tak:

11 maja 2013 r. Tomek Kosiewicz wyrusza z Górek Zachodnich i zmierza do Bergen, by tam przekazać jacht Dawidowi Hałoniowi, który obiera kurs na Islandię, wiecznie zieloną wyspę surowego Północnego Atlantyku. W Reykjaviku jacht przejmuje Janusz Garduła, który płynie do Grenlandii, największej wyspy Arktyki. Grenlandia, surowa i przez cały rok nakryta czapą lodową wita ich dużym polem lodowym, skutecznie zasłaniając swe zachodnie zielone brzegi . Pomimo trudności i konieczności opłynięcia Kap Farel załoga dociera na czas do pierwszego portu Grenlandii - Qaqartoq. W krótkim czasie przyroda powoduje cofniecie się pól lodowych i zmienia zachodnie rejony Grenlandii w kwitnące łąki, a lodowce cofają się w głąb lądu. Po wymianie załóg w Narsarsuaq, Nashachata II pod dowództwem Andrzeja Pochodaja obiera kurs na Ilulissat, po drodze odwiedzając Nuuk, stolicę Grenlandii. Przed jachtem najtrudniejszy etap, czyli dotarcie to Thule (Qaanaag), największej na północnej Grenlandii osady. Lody długo blokują przejście na północ ale 16 lipca sytuacja lodowa poprawia się diametralnie i przejście jest możliwe. S/y Nashachata II pod dowództwem Asi Krawiec dociera o czasie do celu. Po drodze odwiedzają Uppernavik, Ummanaq i wiele innych osad na pólnoc od Ilulissat. Zbyszek Jałocha przejmuje jacht, który przycumowany do tankowca czeka na załogę. Warunki lodowe są dalej trudne, wymagają ciągłych wacht i nieustannej uwagi, oraz przestawiania jachtu nawet podczas kotwiczenia. To rejon ciągle dryfujących gór lodowych, a jednocześnie pływów i prądów morskich. Po krótkim postoju w Qaanaaq - ruszamy dalej na północ. Po drodze odwiedzamy Siorapaluk, najbardziej na północ naturalnie zasiedlona osadę i najdalej na północ wysunięta egzystująca społeczność Arktyki, skąd Peery wyruszał na podbój bieguna północnego. W planie jest dotarcie do Kap Alexander, najbardziej na zachód wysuniętego cypla Grenlandii (często uznawanego za najbardziej na zachód wysunięty przylądek Europy) tuż u wejścia do Cieśniny Smitha. Jesteśmy prawdopodobnie pierwszą polską załoga w tym miejscu Arktyki. W dniu 27 lipca o 01:40 zanotowano pozycje 78,08482 N; 073,009121 W. Do Kap Alexander, który widzieliśmy jak na dłoni zostało niecałe 5 mil morskich, żegluga dalej na północ nie miała szans, przed nami była granica stałego paku lodowego dryfującego od wybrzeży Kanady. Pozostała tylko jedna możliwość, zmiana kursu na południowy. Pomimo środka nocy słońce oświetlało kanadyjskie brzegi, doskonale widoczne w odległości 30 Nm a wydające się być znacznie bliżej. Przed nami parę tysięcy mil morskich, ale już do znacznie cieplejszych rejonów. Jeszcze po drodze, minąwszy przylądek Kap York udało się wejść , do Melwille Bay i osady Nassisunaq, miejsce upadku największego znalezionego do tej pory, ważącego ponad 30 ton żelaznego meteorytu. Jeszcze parę razy pola lodowe powodowały, że zmienialiśmy plany, ale dotarliśmy do Ilulissat szczęśliwie i na czas, przekazując jacht Piotrowi Dauksza. Następny port, już nam znamy to Narsarsuaq, gdzie jacht przejmuje Wojtek Marcinowski. W silnych wiatrach osiąga Reykjavik o czasie, średnia prędkość na tym etapie wyniosła ponad 6,5 knt! Islandia wita nową załogę i skippera Wojtka Mietkę silnym sztormem. Przez chwile mieli plan dotarcia do wschodnich wybrzeży Grenlandii, ale po dobie żeglugi byli dalej na północy niż planowali. Po paru dniach byli na powrót w Reykjaviku i po naprawie żagli ruszają w dniu 16 września na północny Atlantyk. To był najdłuższy odcinek, po przybyciu 1450 Nm, przy średniej prędkości 6 węzłów w warunkach sztormowych docierają do Dublina. Przed nami jeszcze Biskaje. Piotr Kasperkiewicz wraz załogą w pierwszy etapie przeskakują do Brestu, tam przeczekują sztorm , by potem w korzystnym wietrze spokojnie dopłynąć do La Coruny. Jesteśmy w ciepłej Portugalii, za nami najtrudniejszy jesienny odcinek, wszyscy witamy ten fakt z ulgą. Do Lizbony docierają na czas, a przed nami jeszcze jedno szczególne wydarzenie. Nasz przyjaciel Krzysztof, wraz ze swoją wybranką Elżbietą postanowili, że ich uroczystość ślubna ma się odbyć na pokładzie s/y Nashachata II. Po oficjalnej ceremonii w ambasadzie w Lizbonie wypływamy na rzekę Tag, gdzie pod pomnikiem Żeglarzy Zdobywców armator i kapitan Zbyszek Jałocha udziela nowej parze pierwszego morskiego ślubu. Następnie powrót do mariny i przekazanie jachtu pod dowództwo Pawła Stolzmanna. Po kilku dniach uroczystości ślubnych i zwiedzania Lizbony wyruszamy na ciepłe wody Atlantyku. W nocy mamy sztorm, mordewind do 40 knt, chociaż wg prognoz niż miał być dużo bardziej na północy. Załoga trochę to odchorowała, ale już po dobie halsowania docieramy do Lagos, gdzie wszyscy wracają do formy. Jacht jeszcze raz udowodnił że żegluga „pod wiatr i pod prąd” to jest to do czego został zaprojektowany.
Następnie krótki parogodzinny przelot do Alburerii i 5 minut (sic!) przed zamknięciem biura odbieramy klucze i kody … i parking! Możemy zasłużenie świętować szczęśliwe zakończenie rejsu. Przed nami 6 miesięcy postoju, który jak zwykle wykorzystamy na śród-sezonowy remontu jachtu.