Spitsbergen 2012 - Od Wzgórza Wawelskiego do Góry Wawel

Etap: 12.02

Trasa rejsu: Bergen - Tromsø



Termin:
od 2012.05.26 do 2012.06.16
Czas trwania:
21 dni
Ilość mil morskich:
1200 (średnio 58 na dzień)
Skipper:
Wojtek Marcinowski
Kontakt ze skipperem:
email: wojtek.marcinowski@wp.pl
Wolnych miejsc:
2

Etap startuje w porcie BERGEN a kończy się w porcie TROMSØ. To trasa licząca około 1200 Nm. Daje ona możliwość odwiedzenia wielu ciekawych zakątków Morza Norweskiego. Planowane do odwiedzenia miejsc a to: Florø, Ålesund, Molde, Kristiansund, Trondheim, Bodø, Lofoty, Narvik, Andenes. Oczywiście będzie to uzależnione od pogody i czasu dotarcia do portu wymiany załóg. Żegluga planowana jest po wodach osłoniętych. Pozwoli to na penetrację ciekawych fiordów ze spacerami po dostępnych lodowcach włącznie. Wyjście na otwarte morze wtedy, gdy będą tego wymagały warunki bezpiecznej nawigacji. Do szczególnych atrakcji tego etapu należy zaliczyć przekroczenie Kręgu Polarnego połączone z odwiedzinami jachtu przez Neptuna – Rexa ze świtą. Postój w Narviku będzie łączył się ze 110- leciem powstania miasta. Będzie znakomita okazja upamiętnienia historycznych miejsc pamięci związanych z działalnością naszych rodaków. Podczas postoju w Narviku nie braknie też spotkań z zaprzyjaźnionym z Krakowem zespołem muzycznym GROMS PLASS. Żegluga po niezwykle ciekawym nawigacyjnie akwenie da możliwość wszechstronnego doskonalenia wiedzy i umiejętności żeglarskich. Szczególnie w nawigacji terrestrycznej i żegludze na wodach pływowych. Potrzebna będzie też wiedza astronawigacyjna wiążąca się z żeglugą w obszarze „białych nocy”. Potrzebujący zdobędą staż wymagany na wyższe stopnie żeglarskie. Spacery po górzystych, skalistych terenach zaspokoją piechurów i dadzą odskocznię od ruchomego pokładu...


Relacja z etapu 12.02 Bergen – Tromsø


Kapitan – Wojciech Marcinowski
I Oficer – Waldemar Stolarski
II Oficer – Małgorzata Leśniewska
III Oficer – Dobrochna Reschke
IV Oficer – Bosman Janusz Wszołek
Bogda Stolarska
Waldemar Zemanek
Wojtek Wolantkowski
Renata Ciaputa


Liczba godzin pod żaglami - 122
Liczba godzin na silniku - 112
Liczba godzin postoju - 265
Razem godzin - 499
Przebyto Mm - 1156


26.05.2012, sobota – dzień 0
O 11:00 spotykamy się na lotnisku w Balicach. Po sprawnym przepakowaniu bagaży, załatwieniu formalności lotniskowych i ostatnich zakupach, o 13:05 wylatujemy do Bergen, w którym ponoć nie pada tylko trzy dni w roku – załapujemy się na dwa z tych trzech dni ;-) Na miejscu oczekuje nas kapitanouno, który już od 24 godzin rezyduje na miejscu i właśnie chwilę wcześniej pożegnał poprzednią załogę. Po powitaniu i przydzieleniu funkcji ruszamy w miasto w celu uzupełnienia zapasów spożywczych oraz spróbowania miejscowych przysmaków na targu rybnym w Brygen, historycznej dzielnicy Bergen. Na pokładzie i pod pokładem wre praca, oswajamy się z Nashachata II, a i ona z nami. Wieczorem zwiedzamy potężną jednostkę pływającą o wdzięcznej nazwie „Skandi Saigon”, której sporą część załogi stanowią Polacy. Następnie przedstawiciele załogi „Skandi Saigon” składają nam rewizytę, wieczór upływa na śpiewach przy akompaniamencie gitarowym kapitana.


27.05.2012, niedziela – dzień 1

Od rana zajęcia w podgrupach, ja przyłączam się do wycieczki funikularem (czyli kolejką linowo-terenową) na górę Fløyen. Na górze czekają nas zapierające dech w piersi widoki na całe miasto i okolicę.

O 14:35 uruchamiamy silnik i przemieszczamy się do nabrzeża paliwowego, skąd po uzupełnieniu zbiorników wody o 15:45 wyruszamy w rejs na trasie Bergen – Tromsø.

Po drodze odbywa się pierwsze szkolenie z „plątania i rozplątywania sznurków” oraz próbny alarm „człowiek za burtą”.

A dalej już pod żaglami „sennie płynie wachty czas”, chciałoby się powiedzieć, ale widoczki skutecznie odpędzają sen z powiek nawet tym na „psiaku” i świtówce.


28.05.2012, poniedziałek – dzień 2

O 14:25 cumujemy przy kei w Fjaerland, uroczej wiosce bukinistów – księgarnie, czytelnie i antykwariaty są tu wszędzie, podejrzewam, że ilość książek przypadających na mieszkańca przekraczają wszelkie normy europejskie i miejscowość ta spokojnie mogłaby ubiegać się o wpis do księgi rekordów Guinnessa.


29.05.2012, wtorek – dzień 3

Ale nie książki nas tu przyciągnęły (a w każdym razie nie tylko książki), głównym celem jest lodowiec. Szczytu fiordu sięgają jęzory Bøyabreen i Supelabreen, część lodowca Jostedalsbreen. Wybieramy się tam na wycieczkę, po drodze odwiedzamy Muzeum Lodowców Norweskich z arcyciekawymi prezentacjami multimedialnymi.

W wiosce prócz wzmiankowanych już przybytków czytelnictwa znajduje się uroczy drewniany hotelik Mundal utrzymany w stylu XIX-wiecznym.

Po kolejnym uzupełnieniu prowiantów o 16:40 rzucamy cumy i ruszamy w dalszą podróż. Kolejny planowany postój – Florø.

Ważny fakt z życia - dziś rano kambuz przejmuje kapitan i serwuje zamówione dnia poprzedniego naleśniki i omlety. MNIAM!!!


30.05.2012, środa – dzień 4

08:17 cumujemy w Florø, do 17:00 czas wolny na zwiedzanie miasta, zakupy itp. Florø to miasteczko niegdyś słynące z obfitych połowów śledzi (w jego herbie są trzy śledzie), obecnie baza przemysłu naftowego i stocznia.

O 18:15 wypływamy.


31.05.2012, czwartek – dzień 5

O 13:00 przybijamy do Ålesund, uroczego miasteczka, które swój styl secesyjny uzyskało na skutek odbudowy po roku 1904, kiedy to drewniana zabudowa uległa całkowitemu spaleniu. Gwałtowny rozwój tej osady przypadł na XIX wiek, kiedy to stała się centrum połowu dorszy, które pod postacią sztokfiszy eksportowano nawet do Hiszpanii.

O 18:50 wyruszamy w dalszą podróż.


1.06.2012, piątek – dzień 6

O 19:45 stajemy na bojce w Heminskjela. Tuż przed dopłynięciem odbywa się sesja fotograficzna jednej z bardziej malowniczych tęczy, które nagradzają każdy opad deszczu, gradu czy lodu.

Gosia piecze chleb, Janusz przygotowuje ponton, wybieramy się na wycieczkę po opustoszałej okolicy, spotykamy trzy dziewczęta, które bardzo żywo reagują na widok Wojtka i Janusza, a potem próbujemy nawiązać kontakt werbalny w rozmaitych językach świata ze starszym panem porządkującym sieci. Cóż, znajomość języków obcych nie zawsze ułatwia konwersację...

Po powrocie na jacht spontanicznie następuje wieczorek z okazji Dnia Dziecka.


2.06.2012, sobota – dzień 7

O 11:00 opuszczamy Hemiskjela, zwane również Waldi CPN, i ruszamy dalej na północ. Po południu siła wiatru rośnie i morze burzy się. Wieczorem huśta już całkiem nieźle i wachta w kambuzie nie należy do szczególnych rozkoszy. Nie wiem, czy to przez szczególne warunki psychofizyczne, czy też z wrodzonej skromności, nikt nie przyznaje się do oddania Neptunowi któregokolwiek z posiłków, więc tym to sposobem ustanawiam jednoosobowy zarząd, stając się zarazem prezeską. Wcale tymi zaszczytami nie jestem zachwycona...


3.06.2012, niedziela – dzień 8

Poranek nadal rozhuśtany, kambuz wydaje łagodne posiłki, które w drodze powrotnej nie wybijają zębów ;-) Sucharki cieszą się sporym powodzeniem.

O 17:00 cumujemy w Rørvik po przepłynięciu pod imponującym mostem. Na miejscu miła niespodzianka – w marinie prysznice i internet, korzystamy „do bólu”.


4.06.2012, poniedziałek – dzień 9

Czyściutcy, wykąpani i oprani o 05:30 rzucamy cumy i gnamy dalej. Skoro tak dobrze nam idzie, to na co czekać?


5.06.2012, wtorek – dzień 10

O 02:56 przekraczamy koło podbiegunowe przy 013º02'270”E. Pobudka, na pokładzie zjawiają się Neptun wraz ze swą uroczą małżonką, Prozerpiną i odbywa się chrzest wszystkich, którzy drogą morską nie przeszli przez szerokość geograficzną 66°33'39"N. W programie „okłady” mopem, pożywny posiłek rybny oraz specjalnie na tę okazję chomikowany przez Dobrochnę „Pusser”, o ponad 300-letniej historii zacny trunek Królewskiej Marynarki Brytyjskiej, produkowany na brytyjskich Wyspach Dziewiczych. Nie jest to jednakowoż przydział obowiązujący do 1970 w marynarce brytyjskiej, czyli kwarta (z angielska pint), czyli ponad pół litra „na łeb” na dzień...

O 07:55 przybijamy do pomostu w Engen. Przy „desancie” nasz ex-Neptun, Waldi, uszkadza sobie palec. Mimo natychmiastowej akcji ratunkowej wykonanej przez samego poszkodowanego, palec trzeba unieruchomić.

Na śniadanie Gosia przygotowuje prześliczne i przepyszne łódeczki.

Po zasłużonym odpoczynku, po południu wybieramy się na wycieczkę na lodowiec. Naszym przewodnikiem jest miły tubylec, który podwozi nas busikiem, a później prowadzi malowniczą trasą aż do samego lodowca. W drodze powrotnej odwiedzamy nieczynne jeszcze (z powodu zimy?...) schronisko i restaurację. Nasz przewodnik udostępnia nam wnętrza do sesji fotograficznej. A warto było uwiecznić parę szczegółów, na przykład salę należącą do pary królewskiej.

Na pożegnanie dostajemy spory blok lodu z lodowca. Wykorzystamy w zacnych celach ;-)

O 18:50 uruchamiamy silnik i opuszczamy Engen, kierując się na Lofoty.


6.06.2012, środa – dzień 11

Zachód słońca prawie przemieszał się ze wschodem...

O 11:00 wpływamy do malowniczej osady rybackiej, jednak brak dogodnego miejsca do zacumowania oraz bardzo silne wonie zmuszają nas do szybkiego odwrotu.

O 15:30 cumujemy w Nusfjord, bajkowej miejscowości. Pierwszy obiad na stałym lądzie, zamawiamy w miejscowej restauracji rybę z frytami, którą spożywamy „w tak pięknych okolicznościach przyrody”.

Po obiedzie drobne prace naprawcze i czas wolny.


7.06.2012, czwartek – dzień 12

O 05:00 odpalamy silnik i wyruszamy w dalszy rejs.

O 12:30 cumujemy w Svolvær, centrum administracyjnym Lofotów. Czas wypełniają nam zakupy oraz zwiedzanie, mimo że deszczowa aura nie sprzyja turystyce.

O 15:50 odpalamy rakietę i ruszamy do Narviku, gdzie jutro po południu oczekiwać nas będzie tłum fanów Kapitana, który 10 lat temu przybył tam na Dunajcu, aby godnie reprezentować bratnie miasto Nowy Sącz na obchodach setnej rocznicy Narviku.


8.06.2012, piątek – dzień 13

Coś za szybko nam poszło, przeczekujemy troszkę na kotwicy w pobliskim fiordzie Skjomen.

O 16:00, tak jak było umówione, triumfalnie wpływamy do Narviku, eskortowani przez zespół Groms Plass, znany z krakowskiego festiwalu Shanties. Na brzegu czekają na nas przedstawiciele Polonii w Narviku oraz ex-vice-burmistrz Per Henrik z żoną Kari. O 17:35 cumujemy, po serdecznych powitaniach jesteśmy zaproszeni na kolację do Jolanty i Waldemara. O 20:00 zostajemy podwiezieni do ich domu, gdzie czeka na nas prawdziwa uczta przygotowana przez gospodarzy, Elżbietę oraz Kari. Pośród rozlicznych przysmaków jest, jak to w Norwegii, potrawka z renifera. Szkoda, że już nie będzie w zaprzęgu świętego Mikołaja, ale... mniam! Po obfitym (zbyt) posiłku decydujemy piechotą udać się na jacht – może choć kilka kalorii uda się po drodze spalić.


9.06.2012, sobota – dzień 14

Plany na dziś bogate, od rana trwają przygotowania do 5 o'clock, które ma odbyć się u nas na pokładzie. Okazji jest ku temu wiele – a to rewizyta naszych wczorajszych gospodarzy, a to nadanie nowego imienia łodzi należącej do Groms'ów.

Na 14:00 zaplanowane jest złożenie wiązanki pod pomnikiem wystawionym polskim żołnierzom i marynarzom poległym w walce o wolność Norwegii w latach II wojny światowej. Potem ciąg dalszy przygotowań.

O 17:00 pojawiają się goście, o 18:00 odbywa się chrzest łodzi – matką chrzestną jest nasz dzielny Kapitan! A potem niemal godzinny koncert zespołu Groms Plass oraz gościa specjalnego, naszego kochanego Kapitana, którego występ acz krótki, nagrodzony zostaje burzliwą owacją. Rozśpiewani i obdarowani nowymi płytami Groms'ów oraz Per Henrik'a, wracamy pod pokład dalej świętować.


10.06.2012, niedziela – dzień 15

O 13:00 wyruszamy odwiedzić polską kwaterę na cmentarzu pod Narvikiem, potem zatrzymujemy się pod jednym z sześciu pomników wystawionych przez Norweską Armię, upamiętniających obronę przed wojskami niemieckimi przez siły alianckie Francji, Polski, Wielkiej Brytanii i Norwegii walczące w bitwie o Narvik.

Następnie jedziemy do letniego domku Bjørn'a i jego żony Very. Zaraz po przybyciu na miejsce Vera wciąga flagę na maszt (taki zwyczaj u Norwegów, jak jesteś w domu, to flaga norweska jest na maszcie), następnie Elżbieta przygotowuje przepyszne norweskie gofry z rozmaitymi dodatkami, a Vera i Bjørn przygotowują grill. I znowu uczta... Po obiedzie idziemy na wycieczkę po okolicy, naszym bardzo fachowym przewodnikiem jest Bjørn.

Po wizycie u Bjørn'a i Very jedziemy do punktu widokowego pod gejzerem – woda do niego dociera przez ponad kilometrowy tunel i dwukilometrową rurę i wzbija się na wysokość 75 metrów pod ciśnieniem ponad 44 bar. Następnie Waldemar zabiera nas na wycieczkę po uczelni, w której jest wykładowcą. Imponujący budynek, rewelacyjne wyposażenie, pełna dostępność przez 24/7 dla studentów. I do tego jaki widok z parkingu...

Nie koniec atrakcji, teraz jedziemy na drugi polski cmentarz w Narviku, na którym znajduje się kwatera polskich żołnierzy poległych w II wojnie światowej. Późnym wieczorem wracamy na pokład.


11.06.2012, poniedziałek – dzień 16

Rano tankowanie paliwa (747 litry) i napełnianie butli gazowych (sztuk 4) – udaje nam się załatwić napełnienie butli zarówno norweskich, jak i polskich. Potem zwiedzamy muzeum wojenne w Narviku. 

W muzeum w Narwiku z dumą zauważyliśmy wielojęzyczny opis przy enigmie mówiący o polskim udziale w złamaniu szyfru tej maszyny. Hollywood już dawno wyprodukował film o tym, jak dzielni amerykańscy marynarze zdobyli enigmę i dzięki temu wygrali wojnę... Gosia zauważyła także, że odnotowano datę 17 września 1939r - datę, którą poprawność polityczna tak samo wymazuje z historii, podobnie jak 25 sierpnia 1920, 29 października 1611r itp. Nie znajdziemy tej daty w muzeach angielskich czy francuskich, nie mówiąc o rosyjskich, bo dla tych ostatnich wojna zaczęła się w 1941r.

Następnie drobne zakupy, tankowanie wody i w drogę. O 16:00 żegna nas na nabrzeżu grupa polsko-norweska, następuje wymiana prezentów oraz adresów, o 16:20 uruchamiamy silnik.

17:15 – abordaż służb celnych z Narviku i szczegółowa kontrola zapasów. Panowie nie mogą wyjść z szoku, że posiadamy magazyn żywności suchej, magazyn żywności puszkowanej, magazyn żywności świeżej, a nie mamy magazynu alkoholu...

Od 19:00 – 20:30 następuje akcja rybacka uwieńczona znacznym sukcesem.

Późniejszym wieczorem przez ponad godzinę majestatycznie przepływają koło nas olbrzymie stada morświnów, co jest powodem do wylegnięcia na pokład całej załogi z aparatami fotograficznymi i kamerami.


12.06.2012, wtorek – dzień 17

O 13:10 przybijamy do Harstad, gdzie odbywa się generalne i szczegółowe szorowanie pokładu.

Po południu oddajemy się rozpuście kulinarnej – kambuz serwuje tort marcepanowy z mrożonymi owocami (dary od Jolanty i Elżbiety), Wojtek serwuje Grant'a z lodem z lodowca.

Wieczorem męska część załogi udaje się do miasta na Euro-Koko, czyli mecz Polska – Rosja. Tylko dzięki ich wsparciu udaje się nam zremisować 1:1, ponoć mogło być gorzej.


13.06.2012, środa – dzień 18

O 10:50 odpalamy maszynę i ruszamy dalej.

22:05 cumujemy do kei w Hamn na wyspie Senja. Bajkowe widoczki, niesamowite światło wyciągające wszystkie odcienie rudości. Po szybkiej naprawie pomostu za pomocą sprawnego „motowiązania” większość załogi udaje się na bezkrwawe polowanie, czyli sesje fotograficzne w okolicy.

Z wydarzeń szczególnie mi bliskich – naprawiono nadmuch w „komorze krioterapii”, czyli na rufie. I gdzie teraz będziemy trzymać piwo?...


14.06.2012, czwartek, dzień 19

Po rozkoszach dla ducha, czyli pięknych widoczkach, oraz rozkoszach dla ciała w postaci pryszniców z nieograniczoną ilością ciepłej wody i saunie, czas wyruszać do Tromsø. O 14:30 wypływamy z Hamn.

O 20:20 wodujemy ponton i grupa reporterska, zebrawszy aparaty od załogi, udaje się na kolejną sesję fotograficzną, tym razem tematem jest Nashachata II pod żaglami.


15.06.2012, piątek – dzień 20

03:45 cumujemy w Tromsø, chwila snu, na nabrzeżu pojawił się kapitan kolejnego etapu, Sławek „Wuju” Wójtowicz. Zabieramy go jako pasażera i o 10:40 pojawiamy się przy kei paliwowej Shell, gdzie tankujemy kolejne 340 litrów paliwa. O 11:30 cumujemy do nabrzeża w Tromsø, gdzie witamy się z kolejnymi przedstawicielami następnej załogi i wystosowujemy zaproszenie na obiad. Dziś kambuz serwuje staropolski żur z białą kiełbasą, jajkiem i ziemniakami.

Wieczorem przylatuje trzech kolejnych załogantów, którzy nocują już na jachcie. Trwają zajęcia integracyjne międzyzałogowe.

Spontanicznie organizuje się grupa nocnego czuwania, która towarzyszy Dobrochnie aż do jej odjazdu na lotnisko...


16.06.2012, sobota – dzień 21

…co nastąpiło o 05:30, a poprzedzone zostało wydaniem uroczystego śniadania na cześć pierwszej opuszczającej nasz pokład – w menu jajka „sunny-side up” oraz „upside down” wykonane przez mistrzów patelni: uznanego już Waldiego i nowo odkrytą gwiazdę kulinarną, Wojtka.

Od rana na pokładzie i pod pokładem trwają przygotowania do przekazania jachtu – pakowanie, generalne porządki itp., itd. Około południa odwiedza nas straż przybrzeżna, bardzo mili panowie zajmują nam dość sporo czasu fotografując wszystkie dokumenty związane z jachtem, spisując dane załogi, wypytując szczegółowo o nasz etap, całą wyprawę, ideę działania stowarzyszenia, historię jachtu, mitygują się dopiero uświadamiając sobie fakt, że właśnie jesteśmy w trakcie przygotowania jachtu do przekazania.

O 13:00 jacht gotów dla kolejnej załogi, a my gotowi do przeprowadzki – pięć osób wędruje do wynajętego nieopodal apartamentu, a pozostała trójka przenocuje dzięki uprzejmości etapu 12.03.01 na jachcie.

Po południu udajemy się do muzeum Polaria, gdzie oglądamy filmy o zorzy polarnej i o Svalbard, sterujemy wielkim statkiem pasażerskim (rewelacyjny symulator) i zaprzyjaźniamy się z czterema wesołymi foczkami, które dokazują w basenie i pokazują mnóstwo ciekawych sztuczek. Następnie „pierwszy” zaprasza nas na pizzę – tym razem w restauracji, bo kambuzem rządzi już kolejna załoga. Po posiłku wędrujemy do apartamentu na mecz Czechy-Polska (komentarz do wyniku: koko), potem jeszcze wieczorny spacer po mieście i ostatnie zdjęcia.


17.06.2012, niedziela – bonusowy dzień 22

06:00 podjeżdża taksówka, która mieści całą naszą ósemkę plus bagaże i zawozi nas tunelem z rondami na lotnisko w Tromsø, skąd o 08:00 odlatujemy do Oslo.

W Oslo przesiadka z niemal pięciogodzinnym postojem. Z drobnym opóźnieniem wylatujemy o 14:35, lądujemy na lotnisku w Balicach o 16:30. Odbiór bagaży, powitania z rodzinami, pożegnania z załogą i... do następnego razu!



Wróć do opisu wyprawy